Już od lat Diuna jest centrum wszechświata. Fremeni już dawno wygrali swoją wojnę, sadzając na tronie Muad’Diba. Nie każdemu jest to jednak na rękę. Kilka ugrupowań knuje przeciwko imperatorowi.
Nie wiem co powiedzieć. Naprawdę, nie wiem: o tej serii już chyba wszystko zostało powiedziane. To w końcu klasyka i to nie byle jaka! Świat stworzony przez Herberta jest zupełnie unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. Realistyczny i wielopłaszczyznowy, mimo, że autor próbuje to nieco ukryć za płaszczykiem baśniowej krainy, którą tworzy swoim niezwykłym językiem.
Kontynuacja „Diuny” to książka krótsza, ale to nie znaczy, że lżejsza. To jedna z tych historii, których nie da się „skipować”, pomijając te nudne fragmenty. Tu każde zdanie jest istotne, każde coś wnosi. Mniejsza ilość opisów, niż w tomie pierwszym sprawia, że tekst jest bardziej ściśnięty i wewnątrz po prostu się dzieje. Jednocześnie Herbert nie ma najłatwiejszego do przyswojenia stylu, przez co do każdej jego książki potrzeba pewnej dawki cierpliwości. To lektura niezwykle przyjemna, ale zmuszająca nas do myślenia nad tym, co czytamy, dlatego warto zasiadać do niej z czystym umysłem.
Drugi tom jest nieco bardziej skomplikowany pod względem fabularnym. W pierwszej części Herbert postawił na dość prostą historię i pokazanie nam świata; teraz wplątuje nas w świat politycznych intryg. W dalszym ciągu obserwujemy tego samego bohatera, co w tomie pierwszym, trzymamy się tego samego rodu, ale ponieważ Paul zasiada na tronie to właśnie pałacu i okolicy trzyma się autor. Mniej tu pustyni, czerwia i wielkich bitew, zaś więcej zakulisowej rozgrywki władzy.
„Mesjasz Diuny” porusza też temat jasnowidzenia, przewidywania przyszłości. Pokazuje nam, jak dokładnie wygląda ta umiejętność w uniwersum, co ją ogranicza i na co pozwala. Jednocześnie w moim odczuciu całe uniwersum tak czy siak jest dość tajemnicze i cały czas mam wrażenie, że niewiele o nim wiem.
Tak jak i w poprzedniej części, tak i w tej nie miałam wrażenia, że czytam „czyste” science-fiction. Diuna to kraina pełna mistycyzmu, nie nauki (co z resztą jest wewnątrz dobrze wyjaśnione). Wprawdzie mamy tu więcej opisów pewnych mechanizmów, „magii” i innych takich, przez co jak najbardziej, to jest science-fiction, ale po prostu osobiście tego nie odczuwam.
To, co w tej części jeszcze zwróciło moją uwagę to relacje Paula z Chani oraz jego siostrą, Alią. Mimo zdobycia władzy, główny bohater to dalej dobry człowiek, który troszczy się o swoich bliskich i opisy tego chwilami naprawdę chwytają za serce. Jego relacja z ukochaną jest wręcz urocza, podobnie jak ta, która łączy go z siostrą.
„Mesjarz Diuny” to bardzo dobra kontynuacja bardzo dobrej książki. Cóż mogę tu dodać? Herbert to mistrz pióra i z tym nie mam najmniejszego zamiaru się kłócić.